Jak wziąć ślub za granicą i nie zwariować?

Ślub za granicą jak go zorganizować? To pytanie zadają sobie chyba wszystkie pary chcące się pobrać :). Także i my siedząc pewnego listopadowego wieczoru w naszym szkockim mieszkanku w Inverness postawiliśmy sobie właśnie to pytanie.

Mieszkaliśmy już ponad rok razem i stwierdziliśmy, że w sumie to fajnie by było wziąć ślub. Ot taki zwariowany pomysł 🙂 No dobra to mamy już pomysł i co dalej z nim?

A dalej było tak…!!! Posłuchajcie historii naszego włoskiego ślubu.

Będąc już dobrych kilka lat poza Polską jakoś oboje niespecjalnie paliliśmy się do zorganizowania wesela w typowo polskim, klasycznym stylu z przyjęciem na niezliczoną ilość gości :). Wiemy wiemy, o gustach się nie dyskutuje. Absolutnie nie chcemy negować takiej formy zaślubin ale to po prostu nie nasz świat. Pytanie zatem pojawiło się gdzie ten nasz ślub zorganizować i kogo zaprosić???

Jak wspomnieliśmy decyzja o nim zapadła w listopadowy, deszczowo – wietrzny wieczór na dalekiej północy Szkocji wiec odpowiedź była bardzo prosta, chcemy do słońca. Jedziemy do Grecji i tam weźmiemy ślub!!!Hurraaaa!!!!

Ślub za granicą – Rozpoczynamy poszukiwania!

I tak to wiosną następnego roku zaczęliśmy rozglądać się jak to w ogóle ugryźć. Rozczarowanie rosło z dnia na dzień 🙁 Cała biurokracja i urzędnicza niechęć współpracy zaczęła coraz bardziej odstraszać nas od tego pomysłu. W końcu stwierdziliśmy, to nie ma sensu, musimy odłożyć te plany w bliżej nieokreśloną przyszłość, może coś się zmieni.

Tak to schowaliśmy nasze wielkie plany pomiędzy książki i postanowiliśmy korzystać z uroków szkockiego lata. A było ono wówczas nad wyraz upalne, temperatura osiągnęła jednego dnia zawrotne 22 stopnie Celsjusza 🙂 Normalnie żyć nie umierać! WOW!

Pewnego późnoletniego dnia pod koniec sierpnia Dominik dostał zaproszenie na kilka rozmów kwalifikacyjnych w Niemczech, jedna z nich miała być koło Drezna a pozostałe w Monachium. Stwierdziliśmy, że super się składa bo zrobimy sobie kilka dni urlopu i przy okazji odwiedzimy przyjaciół w Bawarii. Od razu zaczęliśmy szukać dogodnych połączeń i biletów. Okazało się, że z Monachium można było też kupić za kilka euro bilety do Trapani na Sycylii. Ten pomysł od razu nam się spodobał. Postanowiliśmy przedłużyć nasz urlop w Niemczech o jeszcze kilka dni i polecieć wygrzać się w sycylijskim słoneczku. Tam nas jeszcze nie było zatem okazja trafiła się doskonała. JEDZIEMY!

Jedziemy na Sycylięorganizujemy ślub!

Na Sycylię dotarliśmy bez problemu, udało się nam także wynająć autko na dowód osobisty bo prawa jazdy zapomnieliśmy, ale to już zupełnie inna historia, którą opiszemy przy okazji zwiedzania Sycylii. 🙂 🙂 🙂 Teraz jednak wracamy do naszej przewodniej historii 😛

Sycylia przywitała nas pięknym słońcem i wspaniałymi plażami. Po naszym szkockim lecie wydawało się nam, że znaleźliśmy się w niebie. Dobre wino, piękne widoki, +30 stopni – no istny raj! Będąc właśnie w tym raju po raz pierwszy przemknęła nam przez głowę myśl…a może by tak właśnie tutaj wziąć ślub? Jesteśmy na miejscu, możemy więc popytać poszukać i zacząć działać.

Jak tylko pojawiła się ta myśl od razu zabraliśmy się do pracy i pomaszerowaliśmy do urzędu stanu cywilnego w Trapani zapytać jak by wyglądała taka procedura. Sytuacja jaka z tego wynikła była iście wesoła. Żadna z osób pracujących w tym urzędzie nie mówiła choćby trochę po angielsku, niemiecku a tym bardziej po polsku. Co jednak trzeba przyznać pracownikom urzędu, ich determinacja aby cokolwiek nam wytłumaczyć przewyższała zdecydowanie Mount Everest 🙂

Pod koniec tej zjawiskowej rozmowy staliśmy w urzędowym holu otoczeni korowodem co najmniej 15 osób przekrzykujących się i mówiących do nas coraz głośniej i wolniej w nadziei, że może w końcu coś zrozumiemy hahahaha.

Matrimonio, matrimonio – i jak tu wziąć ślub?

Do dziś z tej rozmowy zapamiętaliśmy dwa słowa matrimonio i chiesa / czyli małżeństwo i kościół, no jak by nie patrzył przydatne :P. Urzędowej biurokracji i bariery językowej niestety nie pokonaliśmy i polegliśmy kolejny raz. Na pocieszenie pozostało sycylijskie słońce, które nie zawodziło! Postanowiliśmy więc nie przejmować się i korzystać z tego co dała nam ta wycieczka. Do końca pobytu nastawiliśmy się już tylko na zwiedzanie!

Ostatniego dnia przed odlotem, z polecenia recepcjonistki z hoteliku, w którym nocowaliśmy podjechaliśmy do miasteczka Erice, górującego nad Trapani. Erice to niewielka mieścina na szczycie góry o tej samej nazwie. Miejsce o tyle ciekawe, że wybudowane praktycznie z kamienia a widoki, które się roztaczają z jego murów są nieziemskie!

Widok z miasteczka Erice

Spacerując jego wąskimi uliczkami natrafiliśmy na bardzo ładny, niewielkich rozmiarów kościółek. Dla niektórych być może nic nadzwyczajnego, nas oczarował, a co najważniejsze przy samym wejściu była karteczka informacyjna z napisem słowa, którego znaczenie już poznaliśmy – matrimonio – i numerem telefonu. Zrobiliśmy zatem zdjęcie i powoli kierowaliśmy się już w drogę do Szkocji – urlop dobiegał końca 🙁

XIV wieczny kościół Matrice

Jeszcze tylko szybka pamiątka i wracamy do domu.

Sklepik z pamiątkami w Erice

Po powrocie do domu, gdzieś w połowie września przypomniało się nam o zdjęciu zrobionym zaraz przed wyjazdem z Erice. Zaczęliśmy myśleć więc jak tu by zadzwonić i zapytać co z tym matrimonio. Najpierw jednak postanowiliśmy poszperać trochę po Internecie i sprawdzić czy mają tam jakiś urząd stanu cywilnego. Ku naszemu zdziwieniu mieli 🙂 a co lepsze nawet podany był email do kierownika tego przybytku. Był email to napisaliśmy zapytanie czy udzielają ślubów obcokrajowcom i jakie dokumenty są potrzebne.

Czekamy co dalej…czy ślub się odbędzie?

Napisaliśmy i cisza.

Cisza.

Październik i dalej cisza!

Nadzieja w końcu umarła! No przecież to są Włochy – Sycylia, więc kto by oczekiwał, że jakiś urzędnik odpisze na emaila przesłanego do niego po angielsku. Nasza naiwność przekroczyła wszelkie granice. I znów rozczarowanie!

Aż tu pewnego październikowego, deszczowego dnia – no bo jakże by inaczej- nasze zaskoczenie sięgnęło zenitu, kiedy w skrzynce pocztowej zobaczyliśmy email zwrotny od samego kierownika urzędu stanu cywilnego w Erice. Łamaną angielszczyzną wprawdzie ale napisał nam, że DA RADĘ!!! Wypunktował jakich dokumentów potrzebujemy i ile kosztuje opłata za ślub zwykły w urzędzie a ile z taki fajny w scenerii ruin zamku.

O tego tutaj na dole 🙂

Widok na Castello di Venere -Erice

No to bierzemy i lecimy!

Po dosłownie chwili niezastanowienia jednomyślnie stwierdziliśmy BIERZEMY!

Na święta Bożego Narodzenia planowaliśmy polecieć do Polski, więc przy okazji pozałatwiamy dokumenty i rozdamy zaproszenia na ślub. Termin zarezerwowaliśmy na 20 kwietnia 2012 roku. Datę udało się nam potwierdzić już następnego dnia!

Nie mogliśmy uwierzyć, że się udało i to się dzieje naprawdę! Teraz to już nawet szkocka pogoda nam wcale nie przeszkadzała! Musieliśmy zaplanować ślub!!! NASZ ŚLUB!

Do Polski udało się nam polecieć w połowie grudnia. Podróż rozszerzyliśmy o niemieckie Bremen, bowiem tam zahaczyliśmy jeszcze o wizytę u zaprzyjaźnionego duszpasterza. Wystawił on nam trybie super extra przyspieszonym papierek o ukończeniu nauk przedmałżeńskich. Ślub kościelny też chcieliśmy wziąć ale jeszcze nie wiedzieliśmy kiedy i gdzie 🙂

Papierologia i działąmy dalej!

Dokumenty, których wymagano od nas na Sycylii to pełny akt urodzenia, kopie paszportów lub dowodów osobistych oraz dokument o możliwości zawarcia związku małżeńskiego. Wszystkie papiery musiały zostać przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego i opatrzone apostillą. Udało się nam załatwić wszystko i sprawnie. Pozostało już tylko rozdać zaproszenia. Te postanowiliśmy wręczyć jedynie najbliższej rodzinie czyli rodzicom i rodzeństwu, miało się to odbyć podczas kolacji wigilijnej:)

Pozostał jednak jeden drobny szczegół…my w sumie nawet nie byliśmy zaręczeni 🙂 Jakoś tak w ferworze przygotowań umknął gdzieś ten krok! Ups!

Dominik stanął jednakże na wysokości zadania i w wigilijne popołudnie klękając pod jemiołą poprosił mnie o rękę wręczając złoty pierścionek :). Mogliśmy więc z ulgą rozdać nasze nieoczekiwane prezenty.

Zaprosiliśmy rodzinkę na tygodniowe wakacje na Sycylii połączone z naszym skromnym ślubem mającym odbyć się w murach zamkowych w Erice. Zdecydowaliśmy się bowiem na tą atrakcyjniejszą opcję uiszczając opłatę 330 EUR.

Po rozdaniu zaproszeń radości i pytań nie było końca. Wtedy też chyba dopiero zdaliśmy sobie sprawę ile jeszcze przed nami załatwiania…

Po powrocie do domu w styczniu 2012 zabraliśmy się ostro za dalszą organizację. Zaczęliśmy od znalezienia miejscówki i wykupienia biletów lotniczych. Miejsce noclegowe musiało pomieścić 20 osób, bo tyle ostatecznie liczyła lista zaproszonych gości :). Zaczęliśmy przeszukiwać Internet wierząc, że da radę coś porządnego znaleźć i nie za miliony monet. Za ślub i wszystko co z nim związane postanowiliśmy bowiem zapłacić sami, więc trochę musieliśmy liczyć się z finansami 🙁

Udało się nam jednak znaleźć obiekt idealny i po finansowych pertraktacjach z właścicielem dopięliśmy transakcji wynajmując całą willę za całkiem rozsądne jak na tamten czas pieniądze niespełna 2.000 EUR za tydzień + 3 dni gratis dla nas samych.

Jeśli byście szukali miejscówki, która pomieści więcej osób i oferuje super jakość to polecamy zajrzeć pod poniższy link:

https://www.fewo-direkt.de/ferienwohnung-ferienhaus/p8964318?adultsCount=5&arrival=2021-04-17&departure=2021-04-25&uni_id=5032479

Bilety samolotowe udało się nam ogarnąć za łączną kwotę 1700 EUR – trasa Kraków/ Wrocław -Trapani. My lecieliśmy z Londynu i byliśmy na miejscu kilka dni wcześniej niż pozostała ekipa 🙂

„Nasza” willa w Marsali

Już niedługo, coraz bliżej!

To teraz pozostało jeszcze się jakoś ubrać na ten ślub. Z racji tego, że oboje nie jesteśmy zwolennikami ciągłych przymiarek i poprawek zamówiliśmy swoje wdzianka w internecie :). O ile suknia przyszła znacznie wcześniej i czekała sobie spokojnie na swój debiut, o tyle garnitur i buty Dominika przysłano dosłownie w dniu wyjazdu do Londynu, skąd lecieliśmy dalej na Sycylię :). Ot taki mały last minute 🙂 Ale uwaga!!! Wszystko pasowało 🙂

W tym całym planowaniu i załatwianiu umknęła jeszcze historia z informacją z naszego kościółka :). Z racji tego, że sami nie władamy językiem włoskim, z pomocą przyszli nam brat i mama Dominika. Udało się im dodzwonić do parafii i dowiedzieć się, że też się da 🙂 Jedynym problemem było poszukanie polskiego księdza…

Tutaj niestety polegliśmy i zleciliśmy tą robotę wedding planerom, którzy znaleźli nam najsupersaśniejszego księdza jakiego można sobie było wymarzyć! Za usługę zapłaciliśmy 700 EUR.

No to zaczynamy naszą największą przygodę życia!

W końcu nadszedł nasz długo wyczekiwany dzień i sami nie mogliśmy uwierzyć, że to dzieje się naprawdę! Że lecimy na Sycylię aby wziąć ślub. Tyle przeszkód, tyle niewiadomych i w końcu się udało! LECIMY!

Na Sycylię dotarliśmy późnym wieczorem 14 kwietnia. Pod adresem willi powitała nas zgraja dzieciaków, wskazująca nam wjazd za wielka żelazną bramę. Wyjścia nie było albo rybka albo akwarium. Szczerze mówiąc pod osłoną nocy poczuliśmy się trochę jak w jakimś mafijnym filmie, szybko wjeżdżać na podwórko i zamykać bramę żeby nikt nas nie widział…

Na miejscu czekał na nas brat właściciela, który na szybko pokazał nam gdzie będziemy spać i gdzie możemy kupić sobie jeszcze coś do jedzenia i picia jak byśmy potrzebowali. Także i on, kazał nam przeparkować auto w głąb podwórza i szybko zamykać bramę. Takie trochę dziwne uczucie nas ogarnęło! Czy na pewno my tego ślubu dożyjemy :P. Na szczęście padaliśmy już ze zmęczenia i po wzięciu prysznica zasnęliśmy od razu.

Ranek rozwiał wszelkie wątpliwości i przywitał nas przecudnym słońcem, plantacją drzew cytrynowych i oliwnych oraz najpiękniejszymi widokami jakie tylko mogliśmy sobie wymarzyć.

Cudowny ogród
Ogrodowy raj cytrynowy
Gaj oliwny z widokiem na Marsalę

Szybka obczajka i działamy dalej! Ślub in progress!

Pozostało nam więc rozejrzeć się po mieście i zrobić jakieś małe zakupy zanim zjawią się goście.

Wybraliśmy się do pobliskiej Marsali, ale zamiast zakupów skończyło się na zwiedzaniu miasta, na zakupy mamy jeszcze cały jeden dzień, więc powinniśmy zdążyć a jak nie to wyślemy gości hihihi

Odpoczynek w Marsali

Po powrocie do domu czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka i to pod samymi drzwiami :). Kot właścicieli Toto stwierdził, że chyba jednak nie za bardzo lubi papier do prezentów i w żadnym razie nie nadaje się to do czegokolwiek. Z kociej perspektywy można było zrobić z tym tylko jedną słuszną rzecz!!!

Toto i jego szalone pomysły

No ale jak tu nie kochać takiego słodkiego ryjka? Strzępki papieru do posprzątania zostawił nam na deser a sam długo się nie zastanawiając poszedł odkrywać uroki ogrodu.

My nasze ostatnie wolne popołudnie postanowiliśmy spędzić nad basenem i rozkoszować się błogą ciszą. W końcu we wtorek już będą zjeżdżać się goście 🙂

Jeszcze tylko chwilka…

Poniedziałek stał dla nas pod znakiem załatwienia ostatnich formalności w urzędzie stanu cywilnego oraz zrobienia w końcu zakupów coby goście nie pomarli z głodu.

Zaraz po śniadaniu pojechaliśmy zatem do Erice aby pozapinać wszystko na ostatni guzik. I jakie było nasze zdziwienie, kiedy po dotarciu do urzędu przeżyliśmy podobną sytuację jak w zeszłym roku w Trapani 🙂

Okazało się, że kierownik, który odpisywał nam na emaile po angielsku jest właśnie na urlopie a pani urzędniczka włada tylko włoskim – naszym zadaniem było wypełnić formularz przedmałżeński, był on wiadomo oczywiście w języku włoskim… I co teraz???Zaczęliśmy zatem od miłych nieco głupkowatych uśmiechów ale za bardzo nie szło do przodu…:P

Pani urzędniczka wpadła więc na pomysł aby zawołać kolegę, który zaczął do nas przemawiać o wiele głośniej i wolniej mając nadzieję, że oczywiście w ten sposób stanie się cud i nagle zrozumiemy urzędowe zawiłości języka włoskiego…hahaha Nadzieja powoli zaczynała umierać, aż w pewnej chwili przy pomocy rąk i sztuki gestykulacji Dominik wyprosił u Pani urzędniczki dostęp do komputera 🙂 Otworzył stronę z google translator i nagle stała się jasność 🙂 Wypełniliśmy wniosek przesuwając sobie monitor aby strona przeciwna wiedziała o co chodzi 🙂 Niech żyje technika!!! Ostatecznie przed ślubem wysłaliśmy jeszcze mamę Dominika co by jednak potwierdziła czy to, co wypełniliśmy nadaje się do wzięcia ślubu 😛 O dziwo udało się bez błędów!!!

Po takich akrakcjach urzędowych zakupy to była czysta rozrywka i odprężenie.

Pora zacząć przygotowania do włoskiego wesela!

Wtorek upłynął nam na odbieraniu z lotniska gości, każdy przylatywał w innym terminie wiec kilka rundek na lotnisko i z powrotem trzeba było zrobić:) Takie małe zamieszanie, ale całkiem przyjemne, ekscytacja narastała.

Kolejne dni mijały nam na coraz to intensywniejszych przygotowaniach. Mamy zajęły sie przygotowywaniem jedzonka, reszta okupowała basenik a niektórzy próbowali lokalnych lodów.

I tak to dotarliśmy do czwartkowego popołudnia kiedy wszyscy czekali już na następny dzień.

Jak na złość pogoda zaczynała się psuć, zrobiło się chłodno i po słońcu ani śladu 🙁 A miało być tak pięknie…no cholera jasna!!! I jeszcze na domiar złego przypomniało się nam, że nie ma bukietu ślubnego…

Co więc było robić, wsiadać w auto i do Marsali szukać kwiaciarni. Niby łatwe ale z realizacją było już znacznie gorzej. Kilka godzin szukania i nic! Kompletnie NIC! Żadnej kwiaciarni, gorzej jak na pustyni. To nie mogła być prawda… a jednak była 🙁 Jakimś jednak zrządzeniem losu, w końcu trafiliśmy na maluteńką kwiaciarnię gdzieś w piwniczce przy jednej z bocznych uliczek. Udało się nam kupić kilka białych róż bo tylko to było jeszcze w ofercie. Pozostałe kwiatki zerwaliśmy po drodze do domu na przydrożnych polach:)

Kwiatki upolowane

Na koniec dnia został jeszcze szybki wieczór panieńsko-kawalerski:) Trzeba przyznać, że kreatywność naszych gości była godna uznania:)

Nadszedł wielki dzień!

Piątek rano zaczął się bardzo żwawo z krzątaniną na pełnych obrotach w końcu na 13.00 zaplanowana była ceremonia ślubu cywilnego w naszym pięknym zamku.

Ready for wedding!

Niestety słońca jak nie było tak nie ma! A co gorsza widok na wzgórze Erice nie nastrajał pozytywnie.

Gdzieś miedzy niebem a ziemią – Wzgórze Erice

Niestety w drodze na górę zaczęło ostro padać, dostaliśmy telefon z urzędu, że ze względów pogodowych ślub cywilny odbędzie się w budynku urzędu cywilnego w Erice. No to, to mi się wcale nie spodobało, kazałam więc zatrzymać samochód na środku drogi, wysiadłam, oczywiście na deszczu i stwierdziłam, że ślubu nie będzie. Może innym razem jak wyjdzie słońce, ale dzisiaj to ja nigdzie nie wychodzę a już na pewno nie za mąż 😛 Miało być piękne słońce a jest szkocka pogoda – co za zrządzenie losu!?!?

Wyobraźcie sobie jakie miny mieli goście kiedy panna młoda oświadcza, że wracamy do domu bo nie ma słońca… Z samochodów wysiedli więc w zasadzie wszyscy i z mamą i teściową na czele zaczęło się przekonywanie, że ślub należy jednak wziąć 🙂 Po kilkunastu minutach pertraktacji w końcu się udało namówić mnie na zmianę decyzji.

I to by było tyle z pięknych fryzur i makijaży!

W strugach deszczu i cali przemoczeni dotarliśmy wreszcie do budynku urzędu. Ślub musieliśmy trochę opóźnić bowiem, całe towarzystwo musiało się nieco ogarnąć i wysuszyć…w końcu trzeba było jakoś wyglądać i wziąć ten ślub 😛

Ślub cywilny – Urząd stanu cywilnego w Erice

I tak to przebrnęliśmy przez pierwszą część dnia:) Wzięliśmy ślub cywilny…jesteśmy mężem i żoną…o kurczę jak to poważnie brzmi. Choć powagi w całym tym wydarzeniu nie było za grosz hihihihi

Wesele, wesele czyli czas na obiad!

Obiadek zjedliśmy w jednej z lokalnych knajpek. Zamówiliśmy zestaw 3 daniowy aby każdy mógł się najeść, w końcu tyle emocji na raz może przyczynić się do pustki w żołądku.

Po obiadku, trzeba było zmienić dekorację i przebrać się do ślubu kościelnego. Tak się spieszyłam, że zgubiłam gdzieś po drodze bucika. Taki pseudo Kopciuszek hahahah

No to jesteśmy gotowi do drogi.

Idziemy wziąć 2 ślub

Do kościoła niby daleko nie było ale przejście tej trasy na szpilkach i to we mgle to była jednak męka Pańska. Ale czego się nie robi dla męża 😛

Brodząc we mgle…

W końcu udało się! Dotarliśmy do kościółka! Idziemy wziąć ślub kościelny.

Dobre rady na przyszłość 🙂

Cóż to były za emocje!

Musimy w tym miejscu powiedzieć, że mieliśmy przecudownego księdza, zdecydowanie innego od dotychczas nam znanych. Pogodny, życiowy, bez pompatycznych słów i nakazów. Po prostu wspaniała osoba! Dzięki niemu ślub kościelny był bardzo emocjonalny pod każdym względem. Było wzruszająco, podniośle ale i też śmiesznie, jednym słowem IDEALNIE!

Pożenili się i powychodzili za mąż 😛

I tak oto się udało! Miesiące stresu, przygód, załatwiania wynagrodził nam ten jeden jedyny dzień! NASZ DZIEŃ! I nawet w końcu słońce wyszło. Mgła zniknęła w czeluściach a nam ukazał się najpiękniejszy widok, w którym zakochaliśmy się we wrześniu podczas naszej pierwszej wizyty w tym miejscu.

Kościół Matrice w Erice – La Chiesa Matrice
Idziemy na podbój Erice
Z widokiem w przyszłość…
Romantico

Na ten dzień emocji nam zdecydowanie wystarczyło. Przed nami zwariowana zabawa do białego rana 🙂

Jeszcze krótka sesja i lecimy dalej!

Na następny dzień wybraliśmy się jeszcze na szybką sesję zdjęciową, gdyż słoneczko zagościło w Erice i okolicach na dłużej. Oto jej wyniki.

Widok na Castello di Venere
Plaża w Marsali
Auguri, Auguri i paparazzi wszędzie 😛

Tak to dobrnęliśmy do końca tej podróży, która de facto była początkiem naszej wspólnej podróży przez życie!

Ślub – PODSUMOWANIE!

Zapytacie czy było warto? Otóż było!!! Nigdy nie zamienilibyśmy naszego chaotycznego ślubu na piękny wycacany z tysiącem gości. To nie nasz styl i klimat. Kochamy przygody, wyzwania i to właśnie dała nam Sycylia. Kolejne odwiedziny planujemy tam w 10 rocznice ślubu, wiec byle do kwietnia 2022.

UPDATE – o naszym wyjeździe w 10. rocznice ślubu do Erice przeczytacie tutaj.

Ile kosztował nas ślub? Krótkie podsumowanie:

  • Wynajęcie lokalizacji mieszkalnej – 2.000 EUR
  • Bilety samolotowe dla nas i dla gości – 1.700 EUR
  • Opłata za ślub cywilny – 330 EUR
  • Tłumaczenie dokumentów – 150 EUR
  • Opłata za ślub kościelny – 700 EUR
  • Wyżywienie podczas tygodnia urlopu – 1.000 EUR
  • Obiad w restauracji po ślubie cywilnym – 600 EUR
  • Wynajem aut na tydzień – 1100 EUR

I to chyba tyle 🙂

Jeśli podobał się Wam wpis zostawcie po sobie jakiś mały ślad w formie komentarza lub polubienia nas na facebooku TakeaBreakePD albo Instagramie takeabreakpd.

Do przeczytania w kolejnym wpisie!

xoxo